Najnowsze wpisy, strona 2


maj 11 2005 My sacrifice
Komentarze: 1

Sen... Jest ich dwóch. Powoli ida przez zakurzone podwórze, każdym krokiem wzbijając tumany kurzu. W rękach trzymaja dymiace jeszcze pistolety. Słońce już zachodzi, chowa się za odrapanym budynkiem, w którego kierunku zmierzaja. W połowie drogi przystaja na chwile, uśmiechaja się do siebie porozumiewawczo. Wiedza, że to już prawie koniec. Ruszaja znowu w kierunku drzwi. Strzał. Jeden z nich osuwa się na ziemię, jego koszula natychmiast staje się czerwona. Drugi pochyla się nad nim, mówi cos. Podnosi wzrok. Wzrok pełen zlosci i nienawisci. Zdecydowanym krokiem rusza ku drzwiom. Kolejny strzał. Usmiecha się. Jednego mniej. Wie, że został już tylko jeden, ten najważniejszy, ale jeden. Teraz już bezbronny. Wie, że zemsta- cel jego życia zaraz się wypełni, że nic go już nie powstrzyma. Dociera do drzwi. Wyciąga rękę. Za sobą słyszy hałas. Odwraca się. Widzi niebieski samochód. Na jego twarzy widać zdziwienie. Stoi niezdecydowany. Ręką trzyma klamkę, a jednoczesnie patrzy na pojazd. Wie, że musi wybrać. Waha się. Spogląda na martwego przyjaciela. Zdecydował. Jego palce bardzo powoli osuwają się z klamki. Rusza w kierunku pojazdu. Dociera do niego. Otwiera drzwi. Wsiada. Słyszy czyjs głos. Odjeżdża...

 

 

 

Inny czas, inne miejsce... Budynek. Duży, oszklony. Szyba na pierwszym piętrze rozpryskuje się. Szara postać miękko ląduje na chodniku. Budynek wypełnia się jasnoscią, słychać huk. Szara postać odchodzi. W tle widać płonące zgliszcza. Dociera do parku. Siada na ławce. Zdejmuje szary płaszcz. Wystawia twarz do słońca. Siedzi tak chwilę. Zauważa w oddali znajomą twarz. Wstaje. Nie chce krzyczeć. Szybkim krokiem podąża za jej włascicielką. Jest już blisko. Widzi pistolet wycelowany nie w siebie, ale w nią. Bez namysłu skacze. Huk dwóch wystrzałów nakłada się na siebie. Ona oszołomiona stoi. Zamachowiec leży z dziurą w czole. On leży u jej stóp. Krwawi. Podnosi wzrok. Patrzy jej w oczy. Widzi, że go rozpoznaje. Ostatkiem sił usmiecha się. Ona patrzy na niego z góry. Odwraca głowę. Odchodzi obojętna. On umiera. Nim ogarnia go całkowita ciemnosć słyszy szyderczy głos „I CO? WARTO BYŁO”. Głos, który podsumowuje jego życie. Moje życie...

I  just want to say hello again
I just want to say hello again

       Cause when you are with me I am free
I'm careless, I believe
Above all the others we'll fly
This brings tears to my eyes
My Sacrifice, My Sacrifice

beren? : :
maj 05 2005 Spadam
Komentarze: 3

Schowalem sie, zniknalem. Usiadlem w najciemniejszym kacie jaki znalazlemi i zwinalem sie w klebek.Wiedzialem, ze nikt nie zauwazy mojego znikniecia, ale w glebi duszy ludzilem sie ze to nieprawda, ze ktos mnie znajdzie, pomoze wstac, pocieszy. Czekalem... Cisza... Nikt nie przyszedl... Nadzieja umarla... Ale na co komu nadzieja? Ja jestem silny, zimny, nieczuly dam rade bez niej... Zawsze dawalem... Kogo ja oszukuje? To sie skonczylo, tak bylo kiedys...Teraz, wiem to napewno, nie wstane sam... Cisza... Ciemnosc... Nadzieja umarla, ale ja zyje. Czekam....

 

SPADAM
POWOLI SPADAM
W KORYTARZE SWIATEŁ
W POMRUKI ZNACZEŃ

SPADAM
CO SIĘ WYPRAWIA?
CAŁY W SPADANIU
CAŁY ZE SWIATŁA

SPADAM
NIE CZUJĘ CIAŁA
I TYLKO BŁAGAM
O ŁASKĘ TRWANIA JESZCZE



beren? : :
maj 04 2005 Dream of mirrors
Komentarze: 3

Nieprzespana noc... druga czy trzeczia z kolei... Powód? Prosty... niezaleczone poczucie winy i smak tej rozpaczliwej bezsilnosci, ktora mam jeszcze w ustach... Ból.... ból pomógl, ale na krótko. Zdecydowanie na zbyt krótko. Kiedys, jeszcze bardzo niedawno byl niezawodny. A teraz... teraz nie dziala jak nalezy... Nie potrafi zagluszyc soba tego drugiego bólu. A przeciez nie jest zle, kiedys bylo znacznie gorzej.Wiec czemu? Wiem czemu tak jest... To przez Nia... To ona sprawila, ze zapomnialem jak samemu sobie radzic, uzaleznila od siebie. To do Niej szedlem zawsze gdy cos bylo zle, to Ona zawsze mi pomagala. Zawsze... A teraz... teraz nie wiem czy moge, czy chce Jej jeszcze wiecej zawdzieczac, nie wiem czy Ona chce. Juz nie wiem nic... I nie umiem... Ale  nie obwiniam Jej. Przeciez tyle Jej zawdzieczam, przeciez wszystko co zrobilem, zrobilem dla albo przez Nia, przeciez bez Niej nie byloby mnie... Nie moge Jej winic za to, ze jestem teraz smutny. Nie moge, nie chce i nie bede... Nigdy. A smutek... smutek minie, bedzie dobrze - tak zawsze mowila... I zawsze miala racje, zawsze pomagalo. Wiec dlaczego teraz, gdy nie slysze tego z Jej ust jakos nie chce mi sie wierzyc?

 "All my hopes and expectation
Looking for an explanation
Have I found my destination?
I just can't take no more

The Dream is true, The Dream is true
The Dream is true, The Dream is true 

Dread to think what might be stirring
That my dream is reoccurring
Got to keep away from drifting
Saving me from myself

 I only dream in black and white
I only dream 'cause I'm alive
I only dream in black and white
To save me from myself "

beren? : :
kwi 28 2005 Epiphany
Komentarze: 1

Usiadłem, przypomniałem sobie o obietnicy, zaczałem pisać...Nie szło mi jakos... Rozpraszało mnie hm... kapanie. Tak... padało wtedy na zewnatrz,wyraźnie widziałem krople macace powierzchnię wody. Jednak ten odgłos... to nie mógł być deszcz, przez zamknięte okno nie mogłem go słyszeć. To kapanie zirytowało i zaintrygowalo mnie na tyle, ze zaczalem zastanawiać sie nad źródłem jego pochodzenia.Zadanie mialem ulatwione bo wiedzialem,ze nie dociera do mnie nic z zewnatrz,ze nic nie slysze ani nic nie czuje. Wiec to nie mogl byc odglos niezakreconego kranu w lazience ani nawet odglos krwi splywajacj po moich rekach i uderzajacej w klawiature. To bylo cos innego... To padalo w srodku, we mnie... Plakalem?Nie... Ja przeciez nie placze, nigdy. Kiedy cierpie wykrzywiam tylko lekceważaco wargi. Silny, cyniczny stoję sam z zalozonymi rekami i z ironicznie zmrużonymi oczami.Raz tylko w zyciu jedna lza splynela po mojej twarzy. Nie otarlem jej,z okrutna satysfakcja obserwowalemjej powolna smierc. Jednak ona nie umarla cala, pozostawila po sobie piekacy slad, ktory do dzis czuje na policzku, który piekl i wtedy gdy pisalem te slowa. Nie plakalem, bylem natomiast spokojny...I gdy popatrzylem na czerwona juz klawiature zdziwilo mnie jak bardzo nic nie czuje, jak bardzo jestem nieobecny...Odglos nagle nasilil sie, stal sie na glosny az do bolu a potem nagle ucichl... Wtedy juz wiedzialem...To jednak byl placz, to plakala moja dusza. Jej lzy oczyszczly mnie, dawaly sile. Siedzialem nieobecy, niewidzacym wzrokiem wpatrujac sie w monitor.Po chwil spojrzalem nizej, moj wzrok zatrzymal sie na zakrwawionej rece.Najpierw na jednej, a potem na drugiej.Poczulem nagly przyplyw zlosci.Obrócilem sie i po raz kolejny uderzylem piescia z calej sily w drewniany slup. Krew malowniczi rozbryzgala sie po podlodze, a mnie przebiegl paroksyzm bolu. Tak... ból... Taki realny, taki zwykly, taki nieskomplikowany, taki oczywisty, taki hm.. piekny. Czasami wlasnie bol jest jedyna rzecza, ktora przypomina mi, ze zyje, ktora sprawia, ze przestaje myslec, miec chore wyrzuty sumienia, ktora daje mi choc chwilowy spokoj, ukojenie... Usmiechnalem sie...Bylo juz lepiej... Zaczynalem juz zapominac o tym przeszywajacym uczuciu bezsilnosci, bezradnosci i tej zlosci, takiej strasznej zlosci na samego siebie... Znowu przed oczami stanał mi ten widok. Ciemny pokoj, okno, ksiezyc w pelni prawie w calosci zasloniety przez kwiat i ja... Siedze skulony w drzwiach, udaje ze patrze na ksiezyc. Siedze wsciekly na siebie, na ta bezradnosc z ktora przygladalem sie tylko jak moj maly swiat, moja mala, zalosna imitacja nieba wali sie z trzaskiem, rozpryskuje na tysiace kawalkow.Siedze, i nie zauwazam, ze Ona usiedla obok. Dociera to do mnie dopiero Ona gdy wstaje, gdy juz jest za pozno...To wspomnienie powróciło wielka fala, ogarnelo mnie calego, znowu bylo zle...
Obróciłem się,spojrzalem na zakrwawiony slup i usmiechnalem się... Uderzyłem...

 

"So I speak to you in riddles `cause
My words get in my way
I smoke the whole thing to my head
and feel it
Wash away `Cause I cant take anymore
Of this,I want to come apart,
or dig myself a little hole inside
your precious heart
Cause its always raining in my head
Forget all the things I should have said"

beren? : :
kwi 20 2005 In the end...
Komentarze: 6

Heh...I do czego to doszło... Siedzę i wymyslam tresć pierwszej notki na własnym blogu. Życie jak widać niesie ze soba wiele niespodzianek. Parę miesięcy temu gdyby ktos powiedziałby mi, że będę prowadził bloga wybuchnałbym smiechem i popukałbym się w czoło. Zreszta tak samo zareagowałbym jeszcze dwa tygodnie temu... Ale wszystko się zmienło za sprwa kilku słów... Bo może dziwnie to zabrzmi, ale do pisania tego bloga zostałem zmuszony, a dokładniej zostałem o to poproszony przez osobę, której nie potrafię odmówić, czyli na jedno wychodzi... I choć teraz nie mam zielonego pojęcia o czym pisać, czym zapełnić ta pusta stronę to nie poddam się tak szybko... Cos wymyslę. Obiecałem przecież...

 

"I tried so hard
And got so far
But in the end
It doesn’t even matter"

beren? : :